Nan Goldin – sztuka bez retuszu. Diechtorhallen, Hamburg
Wyszłam z tej wystawy w całkowitej ciszy — jakby ktoś zajrzał w samo serce mojego doświadczenia w pracy z dermopigmentacją otoczki brodawki, gdzie przeplatają się światło i cień, wrażliwość i siła. Pracuję zarówno z kobietami, jak i mężczyznami, a każda historia jest wyjątkowa.
W Hamburgu odwiedziłam wystawę Nan Goldin — subtelne i szczere rozważanie o pięknie kobiecego ciała, życiu i namiętnościach lat 80. i 90. Jej fotografie to świadectwo bólu, miłości, uzależnienia, czułości i destrukcji.
Niektóre z poruszających zdjęć publikuję na swojej stronie internetowej, ponieważ media społecznościowe niestety nie zawsze postrzegają tę sztukę jako formę wizualnej spowiedzi. Dla mnie ważne jest, by podzielić się tym, co rezonuje w moim sercu — nawet jeśli nie każdy podzieli te emocje.




Fotografie Nan Goldin
Fotografie Nan Goldin to coś więcej niż tylko obrazy wizualne. To żywe, szczere opowieści o cielesności, tożsamości płciowej, seksualności, uzależnieniach, stracie i próbach uzdrowienia. W projektach takich jak Memory Lost czy Sisters, Saints and Sibyls artystka z niezwykłą szczerością bada kobiecą tożsamość — nie uciekając od bólu, lecz zanurzając się w niego głęboko, by ukazać drogę do akceptacji i pojednania z samą sobą.
Goldin na zawsze zmieniła nasze postrzeganie fotografii dokumentalnej. Jej kadry nie dążą do perfekcji — dążą do prawdy. I właśnie w tej autentyczności, wrażliwości i szczerości rodzi się ich prawdziwe piękno.





Co zobaczyłam na tej wystawie?
Każde zdjęcie to jednocześnie krzyk i szept. Te fotografie poruszają do głębi i zmuszają do refleksji nad tym, co często chowamy głęboko w sobie. Ale najważniejsze jest to, że budzą emocje. Prawdziwe. Żywe.
Niektórzy po tej wystawie mogą odejść z uczuciem niezrozumienia czy nawet osądu, inni — z inspiracją i nostalgią. Bo to nie są zwykłe zdjęcia. To zapisany czas — nie przez obiektyw telefonu, lecz prawdziwego aparatu, niosący atmosferę ulic, bólu, pasji i czułości.
Historie kobiecego i męskiego ciała pokazane na tych pracach to czyjaś strata, czyjeś bezsenne poranki, czyjaś miłość zaklęta w dotyku. Takie obrazy przypominają, jak głęboko ciało jest związane z duszą.
Szczególną uwagę Nan Goldin poświęca kobiecym piersiom — odważnym, szczerym, ale nigdy wulgarnym. Te fotografie nie szokują — one poruszają. I są mi szczególnie bliskie. Bo wiem, jak bardzo stan emocjonalny kobiety zależy od postrzegania własnego ciała, zwłaszcza tak intymnej części, jaką są piersi.
Blizny, zrosty, asymetria czy brak otoczki po operacji — wszystko to może ranić nie tylko skórę, ale i samoocenę. Może wpływać na bliskość, na akceptację siebie. Dlatego poświęciłam się pracy z kobiecą piersią — by pomóc odzyskać nie tylko wygląd, ale też wewnętrzną harmonię.
Chyba właśnie w tym odnajduję swoją więź z Nan Goldin. Jej zdjęcia są mi bliskie. Czuję kobiety, które pokazuje. Bo ja również słyszę ich historie. I także staram się zamieniać ból w sztukę — poprzez moją pracę.






Każda historia to czyjaś strata, czyjaś delikatność, czyjeś bezsenne poranek
„Ballada o seksualnej zależności” – jak dziennik pokoleń, które przeżywały miłość i zniszczenie na ulicach Nowego Jorku. „Pamięć utracona” – tak poruszająca, że chce się wstrzymać oddech. To nie tylko kadry – to oddech, drżenie, próba przypomnienia i nie zapomnienia, nawet gdy pamięć umyka. To sztuka, która nie ozdabia, lecz otwiera rany, a tym samym leczy.
I właśnie w tej chwili – w tej głębokości – poczułam, jak bardzo bliska jest mi jej filozofia. Bo dermopigmentacja areoli to także sztuka leczenia. Moja praca to powrót do siebie – po stratach, operacjach, traumach.
Nan Goldin – to nie tylko fotografka. Ona jest świadkiem życia, pasji, bólu, uzależnienia, miłości, delikatności i zniszczenia.
Poniżej zdjęcia, które można zobaczyć na wystawie. A jeśli będziesz chciała – opisz swoje uczucia w komentarzach pod tym artykułem.




Często myślę, że moje prace z pigmentacją na ciele kobiety to swojego rodzaju fotografia chwili, w której ból spotyka się z nadzieją. Gdzie blizna zamienia się w symbol siły, a każda linia i kolor to jak pociągnięcie pędzla w nowym obrazie własnej tożsamości.
Wierzę, że dotyk może być jak światło, a kolor na areolach to jak powrót do nowego życia. I tak jak u Nan – dermopigmentacja areoli to nie tylko technika. To historia. To intymność. To szacunek do tego, przez co przeszła kobieta.
Jeśli będziecie w Hamburgu i ta wystawa wciąż trwa – nie przegapcie okazji, by odwiedzić pełną wystawę.
Więcej moich zdjęć o pigmentacji areoli możecie zobaczyć, odwiedzając strony: